poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Przepis na wymarzone wakacje

Jak definiuję wymarzone wakacje? W kilku słowach: daleko od domu (najlepiej w innym kraju), ładna pogoda, możliwosć spania do oporu i nie przejmowania się kompletnie niczym.
Od dawna o takich właśnie wakacjach marzyłam. Jako, że do tej pory swoje wakacje spędzałam w pracy, a urlopu brałam tylko, jak potrzebowałam coś załatwić, albo nie wyrabiałam z nauką, nie do końca mogłam się nimi cieszyć. Po cichu marzyłam sobie, że uda mi się zakupić jakieś tanie bilety autobusowe na zagraniczną wycieczkę i zabrać chłopaka chociaż na weekend gdzieś daleko, jednak los uśmiechnął się do mnie dużo szerzej niż mogłam sobie wyobrazić.

Wszystko zaczęło się od tego, że nie zamówiłam na czas zakupów z dostawą do domu (nie lubie dźwigania tych wszystkich siat i siateczek, szczególnie na dalekie dystanse). A że lodówka świeciła pustkami, postanowiłam uzupełnic swoje zapasy w pobliskim markecie sieci Biedronka. Nie miałam jednak przy sobie gotówki, a bankomat była zepsuty, więc już, już zabierałam się do powrotu do domu, gdy zauważyłam, że akurat od tamtego dnia, uruchomiono w tym właśnie sklepie możliwość płatności kartą. Wśród wielu produktów spożywczych, którymi zamierzałam napełnić najpierw lodówkę, a nieco później swój zołądek, znalazła się ryba, a najej etykiecie informacja o możliwości wygrania czteroosobowej wycieczki do Grecji w zamian za przesłanie przepisu wykorzystującego zakupiona właśnie rybę wraz ze zdjęciem potrawy. Pomyslałam : "co mi szkodzi - gotować lubię, a może... kto wie".
I tutaj informacja dla tych, którzy twierdzą, że w takich konkursach nie da się nic wygrać, a jesli nawet ktoś wygra, to tylko po znajomości- da się. Sprawdziłam. Do dziś można znaleźć mój przepis wśród innych zwycięskich na stronie http://www.zasmakujrybswiata.pl/.

Nie lubię się chwalić, a szczególnie kiedy nie mam pewności, że wszystko jest zaklepane. Teraz jednak jestem juz po urlopie i cudownym tygodniu spędzonym w Grecji wraz ze swoim ukochanym. Było naprawdę jak w bajce - słonecznie i gorąco, luksusowy hotel zaraz przy plaży pokrytej parzącym w stopy piaskiem i kolorowymi otoczakami, ciepłe, słone morze, nieograniczona ilośc jedzenia, ogromne łóżko, pokój z klimatyzacją, palmy, baseny i ... pierwszy w życiu lot samolotem. Faliraki, bo tam mieliśmy przyjemność rezydować, to miejscowość żyjąca głównie nocą. Nic dziwnego zresztą, bo nawet w nocy panujące temperatury przekraczały 30 stopni Celsjusza, a liczba turystów (głównie Rosjanie, Polacy i Niemcy) wielokrotnie przekraczała liczbę tubylców. Hotele, sklepy, kluby nocne, tawerny, a pośród tego wszystkiego niezliczoa ilość wszelkiej maści kotów plączących się pod nogami, wylegujących się na murkach, skaczących po sklepowych półkach i siedzących pod krzesłami w tawernach oczekując na to, co spadnie ze stołu.
Plan na wakacje był taki: wyspać się, najeść, nie mysleć o niczym i wreszcie się opalić. Jedynie ostatni punkt okazał się nieco problematyczny pomimo bezchmurnego nieba i palącego słońca. Opalanie to dla mnie sport ekstremalny - naprawde podziwiam te kobiety leżące na przyhotelowych leżaczkach plackiem od rana do wieczora z przerwami na posiłki. Mnie się udało raz. Rano, przed śniadaniem, kiedy jeszcze słońce nie jest tak mocne. Wytrzymałam godzinę i to tylko dlatego, że tak sobie postanowiłam. Cała reszta mojej opalenizny powstała "mimochodem" przy okazji kapieli w morzu lub basenie, tudzież spacerów po plaży. A niestety nie ma jej i tak zbyt wiele - pomna na wszelkie nauki, grzecznie smarowałam się kremami z filtrem przed każdym wyjściem z hotelu. Zalety - nie zostałam spalona przez słońce, uniknełam bolesnych poparzeń i schodzacej skóry (w przeciwieństwie do Lubego, który uznał, że jego słońce NA PEWNO nie spali). Wady - opaliłam się jedynie na ciemny biały. Widać różnicę jeżeli ktos ma porównanie bladego kawałka skóry, który ukryty był pod kostiumem kapielowym oraz tej reszty, która nie była zasłonięta. Ale to wciąż opalenizna, którą nazywa się brakiem opalenizny.

Drugi tydzień urlopu spędziłam przed komputerem odświeżając sobie stare gry jak Heroes III i Stronghold Crusader (jedyne, w które trochę umiem grać). Po urlopie za to dwa tygodnie odkopywałasię z zaległości w pracy (parę rzeczy wciąż jeszcze czeka na rozwiązanie) i nie miałam sił aby zabrać się do życia.
Zaczyna się jednak kolejny tydzień, a energii mam już więcej, a przy tym potwierdziło się moje przekonanie, że marzenia się spełniają. A skoro mogło się spełnić to, o wymarzonych wakacjach, to dlaczego by nie spróbować spełnić tych pozostałych?