czwartek, 20 marca 2014

Chcę wiedzieć!

Nie da się ukryć, że w pewnych kwestiach jestem kompletną ignorantką. W innych nieco mniej. Tak czy siak odnoszę wrażenie, że im jestem starsza, tym głupsza, a im więcej się dowiaduję, tym mniej wiem. Nie znam się na kinematografii, geografii, historii, polityce, ha... wymieniać na czym się nie znam mogłabym długo i z pewnością mogłabym trafić jako jeden z niezwykle pięknych przykładów programów typu 'matura to bzdura'.

 Nie tak strasznie dawno, bo jeszcze w tym roku, podążałam sobie do pracy zamyślona, a raczej bardziej zaspana i ogólnie z myślami gdzieś daleko, kiedy zaczepił mnie jakiś pan prosząc o możliwość zadania pytania, z obietnicą otrzymania upominku jeżeli odpowiem poprawnie. Zazwyczaj jestem takim praktykom niechętna, bo zawsze mam gdzieś w głowie to straszne słowo jakim jest 'kompromitacja', ale wyrwana z zamyślenia nie zdążyłam się nie zgodzić, a skoro pytanie już ruszyło - pasuje odpowiedzieć. Nie było ono trudne. Należało jedynie wymienić trzy kraje należące do Unii Europejskiej. Ale, że ja ani z geografii(istnieją dla mnie tylko te miejsca gdzie sama byłam), ani z polityki, to jakoś ten trzeci kraj nie bardzo chciał do głowy przyjść pomimo podpowiedzi (to Niemcy graniczą z Francją? Ojej, może rzeczywiście...). Tak czy siak, w końcu wydusiłam z siebie odpowiedź już czerwona ze wstydu jak burak i otrzymałam 'nagrodę', którą była gra planszowa mająca za zadanie nauczyć mnie czegoś o Parlamencie Europejskim(och, już wiem na co idą moje pieniądze), a pan "Pytacz" pożegnał mnie słowami : "Proszę głosować na Różę Thun w najbliższych wyborach.
Przez kolejne dwie minuty zastanawiałam się dlaczego chce się, aby tak głupi i nieświadomi ludzie jak ja głosowali w wyborach. Czy tym politykom nie wstyd, że taki mają elektorat? Ale później zdałam sobie sprawę, że przecież tacy ludzie zazwyczaj tworzą większość, więc nie jest to takie specjalnie dziwne skoro mamy demokrację...

Nie piszę tego, aby się chwalić. Bardzo mi wstyd za moją niewiedzę. Ale to spotkanie nie obyło się bez skutków ubocznych - jeszcze tego samego dnia wydrukowałam sobie mapkę Europy, gdzie zaznaczyłam odpowiednio państwa wchodzące w skład UE, strefy Schengen i uzupełniłam jako tako wiedzę na temat terminu zbliżających się wyborów. Bardzo mi przykro, że taka wiedza kompletnie się mnie na co dzień nie trzyma. Daty, nazwiska, położenie na mapie - to wszystko jest czymś co zapominam jeszcze szybciej niż się nauczyłam jeżeli w jakiś bezpośredni sposób mnie nie dotyczy. Ale jak zdarzy się, że dostanę przysłowiowego kopa w dupę, to potrafię w ekspresowym tempie nadrobić zaległości.

Powolutku się starzeję (a może raczej dojrzewam) i coraz bardziej zaczynam dostrzegać to, że nie można tak po prostu całe życie się nie interesować i nie angażować. Nie można jeżeli myśli się o przyszłości i uważa się samego siebie za odpowiedzialnego człowieka. Z tego względu postanowiłam na początek bardziej zaangażować się politycznie. Nie ukrywam, że ostatnio na świecie dzięki naszym wschodnim sąsiadom ogólnie zrobiło się bardzo politycznie, więc można powiedzieć, że kolejny kop w dupę otrzymany i można zacząć działać. Powoli przestaję się kryć z tym, że mam jakieś poglądy polityczne. Postanowiłam nawet pójść krok dalej i zapisać się do partii (ej, nie kojarzy się to komuś z komunizmem? To śmieszne, przecież nie było mnie jeszcze wtedy na świecie... a nie, przecież ciągle mamy komunizm...). A to już w moim przypadku naprawdę wyraz CZEGOŚ co nawet trudno jest nazwać.

Nie lubię nie wiedzieć. Nie lubię nie rozumieć. Nie cierpię swojej ignorancji i niewiedzy oraz braku zainteresowania. Gdyby to było możliwe, interesowałabym się wszystkim i połowa rzeczy, które w ogóle można robić, zapewne stałoby się moimi pasjami. Ale nie da się, dlatego muszę wybierać, a czasem czekać na zapalnik (kop w d*), który wyrwie mnie z transu i zmusi do zainteresowania.

Ale póki co interesuję się głównie jako tako tym co dotyczy mnie najbardziej - ostatni tydzień minął mi pod znakiem (symbolem?) C++, a to dzięki trzem wolnym dniom w pracy (pierwsze w życiu L4 i urlop na żądanie), które poświęcić mogłam na naukę programowania. Było cudownie i oby tak więcej. Jak zwykle nieoceniony okazał się mój brat, dzięki któremu wielu rzeczy nauczyłam się sto razy szybciej niż zrobiłabym to sama. Wprowadziło mnie to jednak w bardzo nostalgiczny nastrój - niewiele jest dni, które mogę poświęcić na to, co naprawdę lubię. To znowu zaowocowało nowymi przemyśleniami na temat wciąż poszukiwanej pracy - czy naprawdę chcę robić nadal to, co robię, nawet jeśli mieliby mi płacić za to dwa razy więcej? Odpowiem szybko - nie chcę. Chciałabym mieć wreszcie poczucie, że robię coś ważnego, ciekawego i rozwijającego przez te 40 godzin w tygodniu, nawet jeżeli momentami okazywałoby się to trudne i męczące. Nie chcę i nie lubię stać w miejscu. Mam w związku z pracą takie jedno małe marzenie... Ale nic nie powiem dopóki się nie spełni, bo lubię czasem być przesądna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz