środa, 10 grudnia 2014

Sztuka widzenia przyszłości

error

Podróże w czasie i możliwość przewidywania przyszłości to tematy wałkowane od lat i jak do tej pory wydające się nieśmiertelnymi. Nam, istotom zamkniętym w naszym świecie i znającym (w każdym razie z doświadczenia) jedynie czas w ujęciu liniowym zagadnienia te spędzają sen z powiek - zbyt wiele tutaj jest dla nas niepojęte.
W pewnym stopniu każdy z nas jest w stanie przewidzieć przyszłość. Myślę, że niemal każdy z nas prędzej czy później zdaje sobie z tego sprawę i nie jest to żadne rewolucyjne stwierdzenie. Na podstawie doświadczenia bowiem, jesteśmy w stanie bowiem przewidzieć co się stanie. Oczywiście jedynie z pewnym prawdopodobieństwem, bo żaden ani nie zna wszystkich warunków wyjściowych przy badaniu danego zjawiska, ani nie byłby w stanie odpowiednio ich przeanalizować - zawsze operujemy tylko na modelach. Zawsze.
Umiejętność trafnego przewidywania przyszłości, czy też wyciągania wniosków i operowania na modelach w niektórych sytuacjach przydaje się mniej, a w innych bardziej (zresztą jak chyba wszystko, bo nawet zupełnie nieprzydatne talenty przydają się czasem do tego, by móc się czymś pochwalić). Cecha ta jest bardzo pożądana u programistów - mało kiedy zależy nam na stworzeniu czegoś co będzie działało tylko jednorazowo i w dodatku przy licznych założeniach dotyczących warunków użytkowania. Dużo częściej dążymy do tego, aby stworzony program, czy aplikacja mogły służyć nie tylko przez jak najdłuższy okres, ale również wielu osobom zachowując podobne standardy funkcjonalności w różnych warunkach i sytuacjach. Aby tak było, trzeba podczas tworzenia programu myśleć nie tylko o tym, jak powinien on być użytkowany i jak działałby w najbardziej zbliżonych do idealnych warunkach, ale (przede wszystkim) o tym, co mogłoby pójść nie tak i jakie błędy może popełnić użytkownik, a potem zapobiec temu z wyprzedzeniem (na tyle na ile to możliwe). Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że najlepszy program to w takim razie taki, który przewiduje jak najwięcej możliwych opcji zachowania i maksymalnie zoptymalizowany. Istnieje jednak pewna granica poza którą z wielu względów nie opłaca się wychodzić, bo pochłonęłoby to zbyt wiele środków w stosunku do widocznych efektów, a nie da się stworzyć czegoś co byłoby w stu procentach "idiotoodporne"
.

Według jednej z (moich) teorii, najmniejszą jednostką życia nie jest kwant czasu, ale kwant decyzji. Życie składa się z wyborów wpływających bezpośrednio na nasza przyszłość. Najlepiej widać tą przyszłość kiedy stajemy przed wyborem mającym dla nas kluczowe znaczenie. Jeszcze przed podjęciem ważnej decyzji przyszłość rozwarstwia się ukazując nam wiele możliwych konsekwencji, a przede wszystkim kilka ścieżek głównych, w których owa przyszłość może ze względnie dużym prawdopodobieństwem zostać osadzona. Wrażenie jest takie jakby człowiek dotykał tajemnicy istnienia równoległych wszechświatów (a może to wcale nie wrażenie) - spoglądając w przód w czasie widać wtedy te nieskończoność możliwych ścieżek na które rozgałęzia się ta, na której aktualnie się znajdujemy, tym mniejszych, im mniejsze wydaje się nam prawdopodobieństwo podążenia nimi. Gdyby potraktować wtedy czas jako kolejny wymiar przestrzeni (a więc nie liniowo), można by wyobrazić sobie, że dane jest nam spojrzeć na tę przestrzeń z większego niż zwykle dystansu. Przynajmniej tak widzę to ja w swoich ograniczeniach i operując na znanych sobie modelach.
W przypadku kolapsu świadomości pod wpływem przeciążenia informacjami (w postaci emocji, myśli, słów, zdarzeń i wszelkiego rodzaju bodźców zewnętrznych i wewnętrznych) nasz własny mały -wielki Wszechświat ulega załamaniu. Możemy podróżować w czasie na niewielkie odległości, a nawet przy odrobinie szczęścia poobserwować siebie z dystansu w różnych momentach tegoż czasu, również w tym, który uważamy za aktualny.
Pojawia się wtedy pytanie na ile wszechświat, w którym osadzona jest nasza świadomość jest deterministyczny. Jak bardzo możemy wpłynąć na nasza przyszłość jeżeli liniowość czasu jest tylko złudzeniem. Jak wielką rolę tak naprawdę odgrywamy my wraz ze swoją świadomością w całym procesie podejmowania decyzji oraz czy wydarzenia, które w danym momencie wydają się najbardziej prawdopodobne rzeczywiście takie są. Życie potrafi zaskakiwać i wielokrotnie nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego co lub kto był/jest/będzie naszym motylkiem chaosu, który sprawi, że znajdziemy się w zupełnie innej alternatywnej rzeczywistości niż pierwotnie zakładaliśmy.

Tych najważniejszych i zarazem najczęściej najtrudniejszych decyzji chciałoby się nie podejmować. Nie można jednak zapomnieć, że brak wyboru jest również wyborem wytyczającym naszym przyszłym losom pewną ścieżkę. Czy więc lepiej jest poddać się prądom czasu i materii, czy świadomie (spróbować) wpłynąć na swój tak zwany los? Decyzja goni decyzję i każda z nich jest tak naprawdę nieodwołalna, co najwyżej można podjąć próbę zmiany jej skutków poprzez kolejne decyzje.

Stojąc u progu jednej z najbardziej kluczowych decyzji w moim życiu (choć tak naprawdę nigdy nie wiadomo co i kiedy okaże się kluczem do jakiego zamka) trzymam kciuki za mnie, za to ja, którego jestem aktualnie najbardziej świadoma i z którym najbardziej się utożsamiam. Czekam i patrzę co wybiorę, obserwuję jak kształtują się moje ścieżki w momencie, gdy czuję, że wszystko co wydawało mi się, że jest prawdą, okazuje się tylko jedną z alternatyw w przedziale od całkowitego kłamstwa do prawdy absolutnej.

Na zakończenie dodam tylko, że po raz kolejny odkrywam jak kiepski ze mnie informatyk. Nie tylko dlatego, że nie umiem programować, ale głównie dlatego, że przetwarzanie informacji zbyt często doprowadza mnie do wcześniej wspomnianego kolapsu. Może to wszystko dlatego, że dążąc do (zbytniej) optymalizacji swojego stanu niepotrzebnie rozważam zbyt wiele alternatywnych ścieżek?
Nie wiadomo jak zakręcać będzie moja droga. Wiadomo tylko, że dokądkolwiek nie prowadzi, wydaje się być niezmiernie długa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz