niedziela, 22 września 2013

Ja niezmiernie pociągająca

Pociągam dziś bardziej niż zwykle, chociaż bardzo pociągam na co dzień. Nosem oczywiście. Katar nie daje mi żyć i czasami mam ochotę umrzeć, żeby umarł wraz ze mną. Jednakże nie zaprzeczam, że wolałabym aby zdechł całkiem beze mnie. Faszeruję się czosnkiem i witaminą C w końskich dawkach, ale coś czuję, że bardziej przydałoby mi się mieszkanie pozbawione dywanów, firanek i wszystkiego w czym tak chętnie zbiera się kurz. To dzisiejsze pociąganie to chyba jednak bardziej skutek przeziębienia (bardziej? W sumie ciężko powiedzieć, ale na pewno trochę). Po DevDay'owym after party  (co to było- o tym później) póki co została mi (mam nadzieję, że nietrwała) pamiątka w postaci bólu gardła i większego niż zwykle kataru, o którym już wspominałam.
No dobrze. Pomarudziłam, to teraz się pochwalę. Bo chyba jeszcze nie chwaliłam się, że byłam na DevDay'u (dla zainteresowanych : http://www.devday.pl/ ). Siostra wysłała mi linka do zapisów i zapisałam się, bo stwierdziłam, że może być całkiem zabawnie słuchać wykładów w języku, który ledwo się rozumie, na tematy, o których nie ma się pojęcia. Nie było tak źle - część zrozumiałam, z każdego wykładu wyniosłam coś dla siebie (m.in. torbę, dwie koszulki, naklejki itp.). Przez większość czasu siedziałam jednak patrząc na ludzi "z byka" i chcąc albo kogoś zabić (najlepiej wszystkich zaczynając od siebie), albo schować się w kącie i rozpłakać, a potem uciec do domu. Czasami tak mam kiedy wokół mnie jest dużo ludzi. Włącza mi się aspołeczność, totalna fobia i tak sobie chodzę/stoję i każdego z osobna i wszystkich na raz nienawidzę.
Za to po konferencji kiedy ludzi zrobiło się dwa razy mniej, atmosfera dwa razy luźniejsza i każdy dostał swoją porcję alkoholu, bawiłam się całkiem nieźle. Poznałam wiele ciekawych osób z różnych stron Polski i nie tylko. Nie wypiłam dużo, za to za cudze pieniądze. Zgubiłam identyfikator. Pogniewał się na mnie chłopak (tak jest jak się późno wraca do domu). I nabrałam ochoty na kolejną DevDay'ową konferencję!
Ale rozpisywać się już nie będę, bo chociaż mogłabym długo, to nikomu nie chce się przecież tego czytać.

Przyjechałam dziś do swojej rodzinnej wsi. Spóźniłam się na busa dwie minuty i w nagrodę czekałam dwie godziny na kolejnego. Po początkowym wkurwieniu w związku ze spóźnieniem i niemożnością dodzwonienia się do mamy w celu zapytania jej, czy nie odebrałabym mnie z pobliskiego miasta (do którego busy jeżdżą stosunkowo często), postanowiłam przeczekać w Galerii Krakowskiej. Zasiadłam, włączyłam laptopa i przerobiłam kolejny rozdział ze swoje książki do Javy. Jestem z siebie dumna troszkę. A teraz siedzę i smarkam. Ot i co. Aż pozwolę sobie zacytować siedzącą dziś za mną w busie nastolatkę- "To jest życie, tego nie ogarniesz".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz