krem.jpg
A wracając - mojej nauki programowania ostatnio było niewiele, bo brat nagle zaczął wspominać stare dzieje jak to grało się w Heroes III. Powróciły wspomnienia i chęć zagrania znowu. I tak sobie grałam wiele godzin w ostatnich dniach (i nocach. Właściwie przede wszystkim nocach). Ale nie tylko to - bo i do Krakowa trzeba było jechać załatwiać takie super fajne papierkowe sprawy. Buty za to przy okazji kupiłam (dziadek dał stówkę, bo "to obciach w dziurawych chodzić" i na nic moje tłumaczenie, że pal sześć dziury, bo trampki i bez dziur przemakają) - udało mi się tego dokonać w niecałe 45 minut, odwiedzając 8 sklepów, a przymierzając łącznie... hmm... jedną parę butów. Aż sama się dziwię, że w ogóle znalazłam buty, które spełniają wszystkie narzucone warunki :
- mają się podobać mnie i generalnie ładnie wyglądać na nodze
- nie jasny kolor (najlepiej czarny/szary/ciemny brąz)
- do 100 zł (wiadomo czemu)
- nie zamszowe
- obcas - odpowiednio szeroki, nie wysoki i nie niski
- mają nadawać się na jesienną pogodę.
Wiem, że nikogo to nie obchodzi (kto normalny czyta o butach jak można o mojej nauce programowania), ale musiałam się pochwalić.
Trzecią rzeczą, którą "musiałam" było pojeżdżenie na koniu w trakcie trwania mojego urlopu. Wcześniej nie bardziej była okazja, później nie bardzo była pogoda, ale generalnie udało się raz- wczorajszą wyprawę w teren odczuwam dziś bardzo intensywnie w tych mięśniach łydek, których do tej pory nie używałam tak intensywnie (przysięgam, że przy tańcu pracują zupełnie inne!). Tak czy siak było warto, z konia nie spadłam, więc nic się w głowie nie poukładało, za to zostałam przez niego wielokrotnie opluta (musiał gdzieś wśród przodków mieć lamę, jak babcię kocham).
Dzisiaj też już nie marnuję czasu na granie w Heroes'ów - chociaż nie wiadomo co przyjdzie mi do głowy nocą. W każdym razie od rana widziałam się z koleżanko-sąsiadką z podstawówki, pomogłam dziadkowi w zdjęciu firanek, co przy moim wzroście i obolałych łydkach jest naprawdę niezłą gimnastyką, pograłam trochę na pianinie (eh, jak ja za tym tęsknię... ale to zbyt rozległy temat, żeby w ogóle się wgłębiać w tej chwili) i robię porządki w pozostałych jeszcze tutaj moich ciuchach. A, pomogłam nawet siostrze odrobić zadanie z matematyki! Jestem taką dobrą siostrą. Bardzo rzadko. Ale jednak.
W ogóle póki co to piszę bardziej pamiętnik niż bloga, wiem o tym :D Ale myślę, że to kwestia czasu, zanim przestanę pisać po to, żeby siebie samą kontrolować, a zacznę, żeby komuś chciało się to czytać. Tak czy siak - urlop się kończy, zbliżają się zajęcia na uczelni (I'm realy excited, seriously) i powrót do Krakowa i pracy. A teraz wracam do tego co przerwałam, no bo ileż można, nie?
*co najmniej jedna badana osoba szczerze uznała ten komiks za śmieszny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz